Atleta Chrystusowy kontra Polacy. Czy rzeczywiście za króla Olbrachta wyginęła szlachta?
Stwierdzenie „za króla Olbrachta poginęła szlachta” to przesada. Przepadła raczej szansa na odzyskanie przez Jagiellonów wpływów nad Morzem Czarnym. Mołdawia, cel wyprawy, długo była strategicznie ważnym celem.
W tym artykule:
- Klęska bukowińska
- Sprzeczne interesy Polski i Mołdawii
- Stefan Wielki. Wielki polityk
- Rozejm i zasadzka
- Święty okrutnik
- Zwycięstwo nad Turkami
- Prestiżowy tytuł
- Symbole pogromu Polaków
- Kontratak Stefana
- Stracona szansa Polski
Przysłowiowy już zwrot „za króla Olbrachta poginęła szlachta” to początek „Pieśni o klęsce bukowińskiej”. Zacytował ją w kronice Marcin Bielski, opisując z perspektywy kilkudziesięciu lat tragiczny odwrót polskich wojsk z Mołdawii w 1497 r. Jednak tak jak niewiele więcej wiemy o samej pieśni, tak i nie pamiętamy o okolicznościach „klęski bukowińskiej”. W tym o ambitnym mołdawskim władcy, który nam ją zadał, choć wcześniej bardzo chciał być polskim sojusznikiem: o Stefanie III Wielkim.
Klęska bukowińska
„Już były wozy królewskie i insze ciężary rysunków wojennych w pół lassa przyszły, gdy oto Wołochowie chłopstwo piesze, ze wszystkich stron wyrwawszy się zdradliwie i z jaskiń leśnych na obóz królewski uderzyli, naszych sieką, kolą, mordują, zabić! zabić! krzyczą, wozy rozbijają, rozmiatają, łupią, a nadto drzewa wielkie, które byli umyślnie podcinali, snadnie obalają, drogi zawalają – pisał o zasadzce w lasach bukowińskich inny polski kronikarz Maciej Stryjkowski w 2. poł. XVI w. – Bardzo wiele szlachty polskiej i ruskiej zginęło, częścią pobitych, częścią pojmanych. I dziś jeszcze na tym miejscu widziałem sam mogiłę bardzo wielką i kości spróchniałe, roku 1574”.
Wygląda to na straszliwą klęskę, na dodatek zadaną przez o połowę mniejsze siły przeciwnika! „Właściwie trudno nazwać to bitwą, bo działania były jednostronne – wyjaśnia prof. Ilona Czamańska, bałkanistka z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. – Pogrom to chyba najlepsze określenie. Straty były ogromne, zwłaszcza w sprzęcie wojennym. Co do ludzi, to zdania są podzielone. Historycy wojskowości najczęściej są zdania, że największe straty były wśród służby. Faktem jest jednak, że takiej armii, jaką przygotował Jan Olbracht na wyprawę mołdawską, nie zdołał już odbudować ani on sam, ani jego następca Aleksander”.
Jeśli z armii, liczącej ponoć 60–80 tys. żołnierzy i czeladzi, zginęło lub trafiło do niewoli 5–10 tys., to powiedzenie „za króla Olbrachta poginęła szlachta” wydaje się mocno przesadzone. Co nie zmienia jednak krytycznej oceny kampanii Olbrachta. Aby wyjaśnić, po co właściwie wyruszył do Mołdawii, trzeba sięgnąć pamięcią wstecz.
Królowie bez wykształcenia. Czy polscy władcy byli analfabetami?
Jagiełłę uważano za analfabetę, zaś jego syn Kazimierz ponoć nie umiał nawet się podpisać. Tylko czy polscy władcy faktycznie byli niewykształceni?Sprzeczne interesy Polski i Mołdawii
Formalnie Hospodarstwo Mołdawskie było polskim lennem. W 1485 r. hospodar Stefan III złożył hołd królowi Kazimierzowi Jagiellończykowi, ojcu Jana Olbrachta.
Jednak cały czas Stefan umiejętnie lawirował między Polską, Turcją i Węgrami, starając się tworzyć takie układy polityczne, aby samemu zachować jak największą niezależność. Polsce, rzecz jasna, zależało na jak największych wpływach w Mołdawii.
Tymczasem szala dominacji w regionie zaczęła się przechylać na stronę Turków, szczególnie po zdobyciu przez nich czarnomorskich portów – należącej do Genueńczyków Kaffy (1475) oraz mołdawskich Kilii i Białogrodu (1484). Te dwa ostatnie miasta były „kluczami i bramami do wszystkiej ziemi polskiej, ruskiej i tatarskiej”, jak pisano.
„Zdobycie tych portów wywołało w Polsce wielkie zaniepokojenie, zarówno z powodu bezpośredniego zbliżenia się Turków do granic państwa, jak i z powodu podcięcia handlu wschodniego, zagrożonego już od upadku Kaffy; dotykało ono mocno wiele miast polskich, a przede wszystkim Lwów” – zwracał uwagę prof. Jan Dąbrowski w „Dziejach Polski średniowiecznej”.
W ramach wojny z Imperium Osmańskim Jan Olbracht zamierzał uderzyć na Turków przez teren Hospodarstwa Mołdawskiego, teoretycznie polskiego „lenna” i sojusznika, aby odebrać stracone porty. Ale Stefan III nabrał podejrzeń (chyba nie bezzasadnych), że pierwszym celem jest… jego stolica Suczawa! Uznał, że Jan Olbracht w istocie chce osadzić na mołdawskim tronie swego młodszego brata Zygmunta (później nazywanego Starym), co zagwarantowałoby Polsce większą pewność co do polityki Mołdawii oraz przeciwstawiłoby się wpływom węgierskim i tureckim.
Dlatego Stefan III zerwał z nami sojusz, jednocześnie mogąc liczyć na wsparcie Węgier i Turcji (pomimo dzielących ich różnic). Tak mu się po prostu bardziej opłacało.
Stefan Wielki. Wielki polityk
„Stefan Wielki był bardzo zręcznym politykiem. Kilkakrotnie zmieniał partnerów politycznych, ale też w jego czasach zmieniał się układ sił w regionie. Jeszcze na początku jego rządów głównym protektorem hospodarów mołdawskich, walczących przede wszystkim z ekspansją węgierską, był król polski i Stefan także zabiegał o jego poparcie. Rychło jednak Turcja zlikwidowała prawie wszystkie państwa chrześcijańskie na Bałkanach i nad Morzem Czarnym, stwarzając bezpośrednie zagrożenie dla państwa mołdawskiego – opowiada prof. Czamańska.
– Zagrożenie tureckie zmusiło Stefana do zacieśnienia współpracy z Węgrami. Hospodarowi stosunkowo długo udawało się utrzymać równowagę między obydwoma skłóconymi ze sobą protektorami: Polską i Węgrami. Ostatecznie jednak Węgry dawały więcej, a żądały mniej”.
Jej zdaniem Polska nie wykorzystała swojej szansy i nie podjęła działań zmierzających do odbicia mołdawskich portów natychmiast po ich utracie w 1484 r. „Wyprawa podjęta przez Jana Olbrachta 13 lat później była bardzo dobrze przygotowana, ale nastąpiła o wiele za późno. Hospodar zdołał się już przystosować do nowej konfiguracji politycznej, układając stosunki z Turcją i przyjmując protektorat węgierski, który także zabezpieczał go przed zakusami Imperium Osmańskiego. Układy z Moskwą, znajdującą się w sojuszu z Tatarami, dodatkowo zabezpieczały go od Wschodu. Polska nie tylko nie była mu potrzebna jako sojusznik i protektor, ale stanowiła zbędny balast” – konkluduje prof. Czamańska.
Rozejm i zasadzka
Czy Jan Olbracht od początku zamierzał doprowadzić do zmiany na tronie mołdawskim, czy nie – jego wojska stanęły we wrześniu 1497 r. pod Suczawą. Nic jednak pod murami twierdzy suczawskiej nie wskórały. „Ostrzeliwanie niewielkie przyniosło rezultaty, a brak żywności (odcinanej przez Stefana, który wycofał się na południe) i choroby poczęły niebawem rozprzęgać wojska królewskie, a zwłaszcza pospolite ruszenie” – pisze prof. Dąbrowski. Interweniowało też poselstwo węgierskie, uznające Stefana za swojego lennika, nie polskiego.
I tak doszło do rozejmu. Wojska Jana Olbrachta miały wrócić tą samą drogą, którą przybyły. Tam jednak wpadły w zasadzkę przygotowaną przez Mołdawian, Wołochów, Tatarów i Turków. Nie wiadomo, czy nastąpiło ze strony polskiej jakieś naruszenie zasad rozejmu, czy też Stefan od początku planował wciągnąć Polaków w pułapkę.
„Rumuni szczycą się tym, iż władcy potrafili być sprytni wobec wrogów. Podobnie u nas w czasach zaborów powstało przekonanie (szczególnie w zaborze rosyjskim), że ktoś jest bohaterem, gdy oszuka państwo” – opowiada Michał Jurecki, historyk, autor przewodnika po Rumunii.
Święty okrutnik
Takiej „nierycerskiej” postawy wcale nie uważano tam za grzech, podobnie jak znęcania się nad przeciwnikami. „Stefan Wielki jest też od 1990 r. świętym rumuńskiego Kościoła prawosławnego. Nie przeszkodziło w tym jego okrucieństwo (np. palowanie jeńców), bo nie odbiegało od średniowiecznych norm” – wyjaśnia Jurecki. Notabene dobrym znajomym Stefana był wołoski hospodar Wład Palownik, pierwowzór Drakuli...
Zatem pogrom sprawiony Polakom stał się jeszcze jednym przyczynkiem do chwały Stefana. Dziś należy on do rumuńskiego narodowego panteonu. „Dzieje Rumunii są bardzo skomplikowane (bo do XIX w. dzieliła się na trzy duże części: Siedmiogród, Mołdawię i Wołoszczyznę), więc występują lokalni bohaterowie historyczni. Stefan Wielki był hospodarem mołdawskim i zdecydowanie najbardziej ceniony jest w Mołdawii. W skali całej Rumunii ustępuje Michałowi Walecznemu, który zjednoczył wszystkie trzy wspomniane krainy, oraz Aleksandrowi Janowi Cuzie, który powołał Zjednoczone Księstwa Mołdawii i Wołoszczyzny w XIX w.” – wyjaśnia Jurecki.
Zwycięstwo nad Turkami
Trzeba przy tym zaznaczyć, że Stefan, pogromca Polaków, był też… bohaterem całego chrześcijańskiego świata. Tyle że prawie ćwierć wieku przed jatką pod Koźminem. Jan Długosz zanotował w swej kronice, że w styczniu 1475 r. pod Vaslui Stefan zwyciężył „wojska sułtana Tureckiego Mahometa, 120 tys. ludzi zbrojnych wynoszące”. W walce tej wsparły hospodara posiłki węgierskie i niewielki kontyngent polski, jednak i tak mołdawski władca dysponował siłami trzykrotnie mniejszymi niż sułtan.
Mimo początkowych niepowodzeń, „gdy sam Stefan osobiście rzucił się w pośrodek Turków, już wykrzykujących wygraną, wszystkie owe tłumy, dziwną łaską Pana Boga, mając zaledwo czterdzieści tysięcy ludzi, a między niemi część większą chłopów, zniósł [Turków] do szczętu”. Hospodar wciągnął tureckie wojska w pułapkę w dolinie, a potem zmiażdżył szarżą ciężkiej jazdy.
Po tej wiktorii Długosz z entuzjazmem przedstawił Stefana jako przykładnego chrześcijanina („nie podniosło go jednak w pychę to zwycięztwo, przez cztery dni bowiem ciągle pościł z nabożeństwa o chlebie i o wodzie”) i wodza surowego, lecz prawego („wszystkich prawie brańców Tureckich, prócz osób znakomitszych, na pale powbijać kazał, a ciała ich popalić”). Na dodatek hospodarowi bardzo wtedy zależało na sojuszu z Polską.
„Czterech celniejszych wodzów Tureckich, trzydzieści sześć chorągwi, i wiele kosztownych zdobyczy Stefan wojewoda Mołdawski posłał przez znakomitych bojarów swoich Kazimierzowi królowi Polskiemu do Litwy, z prośbą i błaganiem, aby go nie opuszczał, i tak wiernego hołdownika, tak potężnego bohatera nie zostawiał w niebezpieczeństwie, ale mu przybył w pomoc swoją siłą zbrojną, pieniędzmi i innymi zasobami wojennymi, przeciw sułtanowi” – wyjaśniał kronikarz.
Nie tylko syrenka. Skąd się wziął jednorożec w warszawskim herbie?
Na staromiejskich kamienicach w Warszawie obok wszechobecnych syrenek można wypatrzyć także jednorożce. Na zabytkowej pompie stojącej na rynku Nowego Miasta widzimy nawet jednorożca stojąceg...Prestiżowy tytuł
Z kolei papież Sykstus VI za zwycięstwo nad muzułmanami nadał Stefanowi prestiżowy tytuł Atlety Chrystusowego (Athleta Christi), wcześniej przyznany albańskiemu wodzowi Skandenbergowi i węgierskiemu Hunyadyemu. Nic dziwnego, że Długosz chwalił hospodara: „Mąż zaprawdę podziwienia godny, i od największych wodzów, których bohaterstwo wysławiamy, nie pośledniejszy. On bowiem między książętami naszego wieku pierwszy tak wielkie i chwalebne nad Turkami odniósł zwycięstwo”. Po bitwie pod Vaslui widziano Stefana w roli przywódcy krucjaty.
„Nadal zabiegał o pomoc w Polsce, słał posłów z prośbami do Wenecji i Rzymu. Jakoż sprawa turecka stanęła w owych latach na porządku dziennym we wszystkich państwach sąsiadujących z Turcją, od Neapolu przez Rzym, Wenecję, Budę, Wiedeń po Kraków. Przez Europę szły straszliwe, częściowo zresztą wyolbrzymione wieści o potędze i dzikości Turków. Szeptano, iż sułtan chce uderzyć od morza na Włochy, że gotuje się do zdobycia stolicy chrześcijaństwa – Rzymu, aby w Bazylice św. Piotra urządzić stajnię dla swych koni” – opisuje prof. Maria Bogucka w książce „Kazimierz Jagiellończyk i jego czasy”.
Plany i oczekiwania były wielkie. „Nie tylko my, ale także Rumuni, Węgrzy, Serbowie czy Czarnogórcy uważali się za przedmurze chrześcijaństwa. Dlatego Rumuni pamiętają o bitwie pod Vaslui. To było ważne wydarzenie jak na ową chwilę. Stefan Wielki mógł marzyć niemal o restauracji Cesarstwa Bizantyjskiego, a przynajmniej uważać się za spadkobiercę jego tradycji. Nawiązywał do tego w świątyniach, na fundowanych freskach. Ale jego możliwości ekonomiczne i militarne były zbyt słabe, a jego państwo było łakomym kąskiem dla sąsiadów” – mówi Michał Jurecki.
Żadnej jednak krucjaty nie było, a oczekiwane wielkie wsparcie od polskiego króla nie nadeszło. „Kazimierz miał ważniejsze dla siebie sprawy na północy. Polska uważała Mołdawię za peryferie, to nie był ważny front w polityce Jagiellonów. Polska była za słaba, żeby pomóc Stefanowi, i on o tym się przekonał” – opowiada Jurecki. Stefan III musiał radykalnie zmienić swoją politykę, aby utrzymać się u władzy.
Symbole pogromu Polaków
Choć rozczarowany postawą chrześcijańskich sąsiadów, na pamiątkę triumfu nad Turkami pod Vaslui Stefan wzniósł monastyr Voroneţ. Jedną z najcudowniejszych malowanych cerkwi bukowińskich, nazywaną (m.in. ze względu na imponujący fresk z Sądem Ostatecznym) „Kaplicą Sykstyńską Wschodu”. Czy podobnie zachował się po zwycięstwie nad Polakami?
„Miejsce, gdzie wojska mołdawskie po partyzancku zaatakowały wycofujących się Polaków, leży w dzisiejszej Ukrainie. To Las Koźmiński, obecnie przetrzebiony przez kołchozy. Nie postawiono tam żadnej kapliczki. Jednak po tym prestiżowym zwycięstwie Stefan Wielki ufundował jeden z najpiękniejszych swoich monastyrów: w Neamț (ok. 40 km na południe od Suczawy). W Polsce pamiątką po nieudanej wyprawie Jana Olbrachta jest zaś krakowski Barbakan, postawiony w obawie przed turecką wyprawą odwetową” – wyjaśnia Michał Jurecki.
Kontratak Stefana
Do pewnego odwetu faktycznie doszło: w 1498 r. Stefan uderzył na południe Polski. Nie chodziło o zemstę, lecz interesy. „Utrata portów czarnomorskich Kilii i Białogrodu podkopała podstawy gospodarcze państwa mołdawskiego i uzależniła je politycznie od Turcji. W ślad za tym przestał odgrywać rolę najważniejszy czynnik łączący Mołdawię z Polską i Litwą – wspólny interes gospodarczy w eksploatacji portów czarnomorskich. Co więcej, Mołdawia została zmuszona do intensyfikacji handlu głównym swoim bogactwem, czyli bydłem, drogą lądową. Sprzedawano je głównie na Śląsku i w państwach niemieckich, a jedyna dogodna droga jego przepędu wiodła przez polskie Pokucie i aż dwie polskie stacje celne.
W tej sytuacji konflikt z Polską stał się nieunikniony, a opanowanie Pokucia stało się głównym celem Stefana w ostatnich latach rządów. Ostatecznie zajął je siłą, zręcznie wykorzystując sytuację nieprzybycia w umówionym czasie polskiego posła (który notabene rozchorował się po drodze i umarł) i utrzymał je do śmierci” – wyjaśnia prof. Czamańska.
Stefan zmarł w 1504 r. w Suczawie, miał 71 lat. Pokonany Jan Olbracht zmarł 3 lata wcześniej, mając 42 lata. Zaledwie. „Nieudana wyprawa złamała go psychicznie. Po niej głównie siedział incognito w »Gospodzie pod Modrym Fartuchem« w Toruniu i pił. Był ambitnym człowiekiem, ponoć najzdolniejszym z synów Kazimierza Jagiellończyka, ale zbyt szybko chciał coś osiągnąć, dorównać ojcu” – stwierdza Michał Jurecki.
Stracona szansa Polski
Zdaniem prof. Czamańskiej Stefan III górował nad młodym Jagiellonem doświadczeniem. Nie zaryzykowałaby jednak postawienia go na równi z „przyziemnym, lecz niesłychanie konsekwentnym Kazimierzem IV Jagiellończykiem”. Niestety, ów zmarł w 1492 r., a pod Koźminem dowodził jego niedoświadczony i zbyt ambitny syn. Okazuje się, że powiedzenie „za króla Olbrachta poginęła szlachta” nie powinno być opisem masakry, lecz spartaczonej szansy.
Polacy wracali do Mołdawii podczas „awantur mołdawskich” w XVI i XVII w., gdy próbowali osadzać tam i obalać władców. Do wypraw tych mogłoby nie dojść, gdyby tylko Olbracht spisał się lepiej.